Przeskocz do treści

Awantura o słowiańskie runy

Zagłę­bia­jąc się w sło­wiań­skie runy, posta­no­wi­łem usys­te­ma­ty­zo­wać wie­dzę, two­rząc kalen­da­rium wyda­rzeń. Posta­no­wi­łem też udo­stęp­nić je tutaj, wraz z publi­ka­cja­mi jakie uda­ło mi się zna­leźć na temat run słowiańskich.

Kalen­da­rium będę uzu­peł­niał o nowe daty i pozy­cje jeże­li się cze­goś nowe­go dowiem.

Ostat­nia aktu­ali­za­cja 28.04.2019 r.

VI w n. e.

List Venan­tiu­sa For­tu­na­tu­sa do Fla­viu­sza z Raven­ny, w któ­rym wyraź­nie zazna­cza, że „jeże­li mu nie chce odpo­wie­dzieć po łaci­nie, to może uży­wać inne­go języ­ka i pisma”. Następ­nie dodał zna­mien­ne sło­wa (w wol­nym tłu­ma­cze­niu): „Bar­dziej war­to­ścio­wa jest obca (pogań­ska) runicz­na listo­wa tablicz­ka jesio­no­wa czy sosno­wa dla­te­go, że znak na papie­rze łatwo zma­zać”. W ory­gi­na­le: „Bar­ba­ra fra­xi­ne­is pin­ga­tur runa tabel­lis, quodque papy­rus agit, vir­gu­la pla­na valet”.

893 – 921

Buł­gar­ski mnich Czer­no­ri­zec Chrabr two­rzy dzie­ło „О ПИСМЕНЕХЪ” („O lite­rach”), w któ­rych czytamy:
Prejż­de ubo słow­je­ne né imje­chą knig, ną czr­ta­mi i rje­za­mi czy­je­chą i gata­achą, poga­ni sąsz­cze” („Wprzó­dy bowiem Sło­wia­nie nie mie­li ksiąg, lecz kre­ska­mi i nacię­cia­mi czy­ta­li i gada­li, poga­na­mi są jesz­cze”).
Chrabr wyraź­nie mówił, że Sło­wia­nie ochrzciw­szy się „rim­sky­mi i grcze­sky­mi pisme­ny nąż­da­achą sia (mozo­li­li się) pisat słow­jeń­ską rjecz bez ustro­enia (sys­te­mu)”.
Z jego rela­cji wyni­ka zatem, że poga­nie potra­fi­li czy­tać i pisać, ale nie mie­li usta­lo­ne­go odgór­ne­go pisma, ani ksiąg.
War­to wspo­mnieć, że czy­je­chą i gata­achą ma tak­że dru­gie zna­cze­nie: „racho­wa­li i wró­ży­li”. I taka cie­ka­wost­ka. Gdy zoba­czysz tłu­ma­cze­nie słów Chra­bra, że Sło­wia­nie „racho­wa­li i wró­ży­li”, to zna­czy, że masz do czy­nie­nia z pesy­mi­stą piśmien­nic­twa Sło­wian (np. Anto­ni Małec­ki). Gdy zaś będzie „czy­ta­li i gada­li” to z opty­mi­stą (np. Woj­ciech Cybul­ski, Tomasz Kosiń­ski). Mnie oso­bi­ście prze­ko­nu­je wer­sja „czy­ta­li i gada­li”, jako że dzie­ło Chra­bra jest „O lite­rach”, a nie np.: „O wróżbach”.

1012 – 1018

Kro­ni­ka Thiet­ma­ra z Mer­se­bur­ga, „Gesta Saxo­num” („Dzie­je Sasów”), w któ­rej pisał, że w Retrze znaj­do­wa­ły się posąż­ki z boż­ka­mi, a każ­dy był pod­pi­sa­ny – co by mia­ło suge­ro­wać, że Sło­wia­nie pismo znali:
„Jest w kra­ju Reda­rów pewien gród o trój­kąt­nym kształ­cie i trzech bra­mach doń wio­dą­cych, zwa­ny Rado­goszcz, któ­ry ota­cza zewsząd wiel­ka pusz­cza, ręką tubyl­ców nie­tknię­ta i jako świę­tość czczo­na. Dwie bra­my tego gro­du sto­ją otwo­rem dla wszyst­kich wcho­dzą­cych, trze­cia, od stro­ny wschod­niej, jest naj­mniej­sza i wycho­dzi na ścież­kę, któ­ra pro­wa­dzi do poło­żo­ne­go obok i strasz­nie wyglą­da­ją­ce­go jezio­ra. W gro­dzie znaj­du­je się tyl­ko jed­na świą­ty­nia, zbu­do­wa­na mister­nie z drze­wa i spo­czy­wa­ją­ca na fun­da­men­cie z rogów dzi­kich zwie­rząt. Jej ścia­ny zewnętrz­ne zdo­bią róż­ne wize­run­ki bogów i bogiń — jak moż­na zauwa­żyć, patrząc z bli­ska — w prze­dziw­ny rzeź­bio­ne spo­sób; wewnątrz zaś sto­ją bogo­wie zro­bie­ni ludz­ką ręką, w strasz­li­wych heł­mach i pan­cer­zach, każ­dy z wyry­tym u spodu imie­niem. Pierw­szy pośród nich nazy­wa się Swa­ro­życ i szcze­gól­nej dozna­je czci u wszyst­kich pogan. Znaj­du­ją się tam rów­nież sztan­da­ry, któ­rych nigdzie stąd nie zabie­ra­ją, chy­ba że są potrzeb­ne na wypra­wę wojen­ną, i wów­czas nio­są je pie­si wojow­ni­cy.
Źró­dło: „Kro­ni­ka bisku­pa mer­se­bur­skie­go Thiet­ma­ra” Edy­cja kom­pu­te­ro­wa: www​.zro​dla​.histo​rycz​ne​.prv​.pl

1556

Hel­moldChro­ni­ca Scla­vo­rum”, pol­skie wyda­nie „Kro­ni­ka Sła­wian z XII wie­ku” 1862, War­sza­wa, w tłu­ma­cze­niu Jana Popłońskiego.

 

1687 – 1697

Rze­ko­me wyko­pa­nie ido­li w Pril­l­wit­zach przez pasto­ra Fry­de­ry­ka Spon­holt­za (świat jesz­cze o tym nie wie).

 

1702

M. Tro­gil­lo Arn­kiel „Cim­bri­sche Hey­den-Reli­gion”. Książ­ka w któ­rej autor umiesz­cza runy słowiańskie.

1728

Hans Hen­rich Klüvern „Beschre­ibung des Herzog­thums Mec­klen­burg und Dazu Gehöri­ger Län­der und Oer­te”.

Poni­żej stro­na z owej książ­ki przed­sta­wia­ją­ca sło­wiań­skie runy:

1739–1745

Ernst Joachim von West­pha­len „Monu­men­ta Ine­di­ta Rerum Ger­ma­ni­ca­rum Pra­eci­pue Cim­bri­ca­rum Et Mega­po­len­sium”, wyda­nie z 1739 oraz 1745.

1768–1769

Dr Hem­pel picze o ido­lach z Pril­l­witz „Alto­na­er Mer­kur” nr. 34 i 44 i „Ros­to­cki­sche geme­in­nüt­zi­ge Aufsät­ze” Nr. 8–12. 1769.

1771

Andre­as Got­tlieb Masch wyda­je książ­kę o ido­lach z Pril­l­witz „Die got­tes­dien­stli­chen Alter­thümer der Obo­tri­ten, aus dem Tem­pel zu Rhe­tra, am Tol­len­zer-See”, Ber­lin.
Nie pole­cam ska­nu z Google Books, rysun­ki są dużo gor­szej jako­ści niż te ze ska­nu któ­ry poda­ję z archi​ve​.org.

1794

Jan Potoc­ki w Neu­bran­den­burg odry­so­wu­je 118 nowych ido­li i arte­fak­tów, któ­re poka­zu­je mu Gide­on Sponholz.

 

1795

Jan Potoc­ki wyda­je swo­ją książ­kę „Voy­age dans quelqu­es par­ties de la Bas­se-Saxe pour la recher­ché des anti­qu­ités sla­ves ou ven­des. Fait en 1794... Ouvra­ge orné d’un grand nom­bre de plan­ches”, Ham­burg, w któ­rej pre­zen­tu­je nowe zna­le­zi­ska. Link ze zbo­rów polo​na​.pl.
War­to odno­to­wać, że hra­bia Potoc­ki umie­ścił w swo­jej pra­cy tak­że słow­nik z któ­re­go korzy­stał do poro­zu­mie­wa­nia się z lud­no­ścią Dol­nej Sak­so­nii. Jak napi­sał Potoc­ki: „Sko­pio­wa­ne z ory­gi­nal­ne­go manu­skryp­tu zna­le­zio­ne­go w domu Pla­to Gen­tle­ma­na, któ­ry miesz­ka nie­da­le­ko Lucho­wa w pro­win­cji Hano­wer, w dziel­ni­cy zwa­nej Wen­dland.” Dzię­ki temu może­my zoba­czyć, jak wie­le ówcze­snych słów było podob­nych do języ­ka pol­skie­go. Parę przykładów
(fran­cu­ski – sak­soń­ski z 1795 r.):
Appel­ler (nazy­wać, zwać) – Zywe
Argent (sre­bro, pie­nią­dze) – Szrebry
Avo­ir (mieć) – Mam
Bran­che (gałąź) – Galoudz
Com­me (jako) – Kak
Chaud (gorą­co, gorą­ca) – Zorondza
Cor­de (sznur, lina) – Wienzaydza
Dieu (Bóg) – Bug
Devo­ir (mieć, obo­wią­zek) – Mom
Descen­dre (zejść, zstą­pić) – Lezl (podob­ne do zlazł)
Dro­it (pra­wo) – Prowa
Dos (grzbiet) – Grbiat
Dia­ble (dia­beł) – Czornziemnik
Doma­ge (szko­da, stra­ta) – Szkodo
Diman­che (nie­dzie­la) – Nedelia
Drap (suk­no) – Saakno
Douleur (ból) – Bul
Dent (ząb) – Zumb
...
Z całą pew­no­ścią, korze­nie pół­noc­nych Nie­miec są słowiańskie.

1804

Ksią­żę meklem­bur­ski, Karol II, naby­wa cały zbiór ido­li Pril­l­witz­kich od Mascha oraz tych odry­so­wa­nych przez Potoc­kie­go aby udo­stęp­nić je badaczom.

 

1812

Heł­my sty­ryj­skie (heł­my z Negau) dato­wa­ne na 450–350 p. n. e z pismem etru­skim, zna­le­zio­ne na Sło­we­nii, miej­sco­wość Žen­jak obec­nie Benedikt.

 

1821

Wil­helm Grimm w książ­ce „Über deut­sche Runen” tym razem powia­da, że z ido­la­mi z Pril­l­witz „zawsze jesz­cze nie­ja­sno”, co do ich autentyczności.

30.04.1822

Waw­rzy­niec Suro­wiec­ki odczy­tu­je „O cha­rak­te­rach pisma runicz­ne­go u daw­nych Bar­ba­rzyń­ców Euro­pej­skich, z domnie­ma­niem o sta­nie ich oświe­ce­nia” na posie­dze­niu Towa­rzy­stwa Przy­ja­ciół Nauk.

1825

Jakób Grimm pod­wa­ża auten­tycz­ność wyko­pa­lisk z Pril­l­witz oma­wia­jąc Büschin­ga: „Deut­sche Alter­thum­skun­de” w „Göt­tin­gi­sche gelehr­te Anze­igen”, Nr. 52, str. 513, gdzie mówi: „Z wia­ry­god­nych ust wie recen­zent (sc. Grimm) — a ucze­ni z Ros­to­cku powin­ni wię­cej o tem wie­dzieć — że w prze­szłem stu­le­ciu meklem­bur­ski złot­nik małe boż­ki wynaj­dy­wał i wyra­biał”.


Kon­rad Lewe­zow przy­jeż­dża do Neu­stre­litz aby zba­dać ido­le z Pril­l­witz. Obsta­je za opcją fałszerstwa.

 

1826

Frie­drich von Hage­now wyda­je książ­kę „Beschre­ibung der auf der gros­she­rzogl. Biblio­thek zu Neu­stre­litz befin­dli­chen Runen­ste­ine.” o zna­le­zi­skach róż­nych kamycz­ków z runa­mi w Nowych Strzel­cach (Neu­stre­litz), nie­da­le­ko Pril­l­witz. Owe zna­le­zi­ska nabył w 1825.

26.09.1827 – 10.08.1829

Ówcze­sny ksią­żę meklem­bur­ski Jerzy, powo­łu­je komi­sję do zba­da­nia ory­gi­nal­no­ści ido­li z Prillwitz.

 

03.10.1829

Komi­sja do spraw ido­li z Pril­l­witz orze­kła, że zbiór Mascha jest auten­tycz­ny (!) a Potoc­kie­go podrobiony.

 

1834

Kon­rad Lewe­zow nie­za­do­wo­lo­ny z prac komi­sji, pod­wa­ża auten­tycz­ność wszyst­kich ido­li Pril­l­witz­kich w pra­cy „Über die Ech­the­it der soge­nan­n­ten Obo­tri­ti­schen Runen­denk­mäler zu Neu­stre­litz”. Wszel­kie runy uwa­ża jako pew­nik, że zosta­ły pod­ro­bio­ne. Jedy­nie nie­wiel­ką ilość sztuk ido­li mógł­by uznać za auten­tycz­ną, ale więk­szość jest wg nie­go tak­że podrobiona.

1835

Jan Kol­lár odkry­wa runy na lwach w Bambergu.
Przed fron­tem kate­dral­ne­go kościo­ła (Dom­kir­che) w Bam­ber­gu sto­ją po pra­wej i po lewej stro­nie dwa, zębem cza­su tu i tam już uszko­dzo­ne, a jed­nak w cało­ści dość dobrze zacho­wa­ne bał­wa­ny, z kamie­nia, na któ­rych bokach są znacz­ne śla­dy napi­su runa­mi wyry­te, któ­re my czy­ta­my Czer­no­bog. Dłu­gość tych dzieł rzeź­by wyno­si 7 pię­dzi, wyso­kość 3, sze­ro­kość 3. Gdy­śmy się opro­wa­dza­ją­ce­go nas kościel­ne­go zapy­ta­li: co to za rzeź­ba, i jaka o niej u ludu powieść? Odpo­wie­dział: to jest jakiś zły duch, któ­ry, gdy te chrze­ści­jań­ską świą­ty­nię sta­wio­no, w nocy burzy, co w dzień wybu­do­wa­no. Nie godzi się powąt­pie­wać, że rzeź­bę tę Otto Bam­ber­ski, jako dobrą wróż­bę, wziął od Wen­dów i tu prze­nieść kazał, bądź to na pamiąt­kę, bądź aby odda­le­niem jej ochro­nił Wen­dów tych od powró­ce­nia do bał­wo­chwal­stwa. Tak uczy­nił Otto i z Try­gła­wem szcze­ciń­skim; porów­naj: Andre­ae Vita S. Otto­nis l. I c. 43 ap. Lude­wig Script. Rer. Bam­berg, i Histor. Epist. Camin. ib. T. II p. 511. W gór­nej Luza­cyi przy wsi Wuj­ska zowie się jed­na góra Czer­no­bo­giem, bez wąt­pie­nia od czczo­ne­go tam bał­wa­na tego. Snać stam­tąd rzeź­ba ta prze­nie­sio­na do Bam­ber­gu?

1836

Dr. Frie­drich Lisch pod­wa­ża auten­tycz­ność ido­li z Pril­l­witz z powo­du złej ich pla­sty­ki w „Jahr­bücher des Vere­ins für Mec­klen­bur­gi­sche Geschich­te”; XVII str. 36.


List Jana Kol­lára do Sza­fa­rzy­ka, z kolej­ny­mi wyja­śnie­nia­mi co do odkry­cia run na lwach w Bam­ber­gu: „W Pesz­cie d. 12 Wrze­śnia 1836 r. Co do Czer­no­bo­ga bam­ber­skie­go, posy­łam Wam go in ori­gi­ne jake­śmy to tam na miej­scu napręd­ce nary­so­wa­li. Tu napis ten zaś jest wier­niej nakre­ślo­ny, niż wypadł w kamie­nio-rycie przy kaza­niu. Bał­wa­ny są dwa, jeden na pra­wej, dru­gi na lewej stro­nie fron­tu kościo­ła, oba mają napis, jak mi się zda­je, ten sam, z tą jedy­nie róż­ni­cą, że napis ten u jed­ne­go bał­wa­na na pra­wym, u dru­gie­go na lewym znaj­du­je się boku. Niniej­szy napis zdję­ty jest z tego, któ­ry, idą­ce­mu do kościo­ła, po pra­wej stro­nie leży; z dru­gie­go nie zdją­łem żad­ne­go odpi­su. Że Land­graf i inni Niem­cy żad­nej wzmian­ki o tej dro­go­cen­nej pamiąt­ce nie czy­nią, nie ma się cze­mu dzi­wić, boć to już cza­sem, desz­czem i pyłem tak znisz­czo­ne, że się ani zauwa­ża­nia god­nem być nie widzi, a musząć tam przyjść oczy wpraw­ne­go Sło­wia­ni­na, aby tego dostrze­gły. Ja led­wo to zoba­czył, ser­ce mi z rado­ści zadrża­ło, boć jużem zaraz z samej zewnętrz­nej posta­ci wno­sił, że to jest dzie­ło sło­wiań­skie. Cze­si wie­le tu i tam podró­żu­ją. Dobrze­by było, aby się tam któ­ry, umie­ją­cy ryso­wać, udał, oba bał­wa­ny dokład­nie odry­so­wał, opi­sał, albo raczej dla Muzeum cze­skie­go zaku­pił. Pój­dzie-li tam kto, poleć­cie mu, aby prze­ry­so­wał tak­że nie­któ­re obra­zy w koście­le Otto­na (Otto’s Kir­che in Bam­berg). Są to bar­dzo sta­re obra­zy, przed­sta­wia­ją­ce żywot i pra­ce bisku­pa Otto­na pomię­dzy Wen­da­mi. Tam są praw­dzi­we sta­ro-wen­dyj­skie ubio­ry, obli­cza, narzę­dzia, zbro­je itd., tam i roz­kosz­ny obraz owej Pani w Kami­nie, któ­ra w dzień nie­dziel­ny żnie pośród cze­la­dzi. Obra­zy te leża­ły podob­no dłu­go gdzieś w skle­pie czy­li w gro­bie z Otto­nem, i dopie­ro od nie­daw­na roz­wie­szo­ne są po ścia­nach.

1837

W „Cza­so­pi­śmie cze­skie­go Muzeum za rok 1837 zeszyt pierw­szy” Sza­fa­rzyk publi­ku­je roz­praw­kę „Podo­bi­zna Czar­no­bo­ga w Bam­ber­gu” w opar­ciu o spra­woz­da­nie i rysun­kach nade­sła­nych mu przez Kollára.

1838

T. Buł­ga­rin, rosyj­ski arche­olog, obsta­je za auten­tycz­no­ścią ido­li z Prillwitz.

 

1841

Lede­bur, dyrek­tor gabi­ne­tu sta­ro­żyt­no­ści w Ber­li­nie, stwier­dza: „że kwe­stya ich jesz­cze nie zała­twio­na” – ido­li z Prillwitz.

 

1842

Szwedz­ki znaw­ca run, Fin Man­gus­sen obsta­je za auten­tycz­no­ścią ido­li z Pril­l­witz w dzie­le „Runa­mo og runer­ne”.

 

1844

Arty­kuł K. J. Komor­nic­kie­go w Athe­na­eum „Krót­ki Rys dzie­jów Malar­stwa”, gdzie mamy wzmian­kę (str. 210) iż runy na lwach w Bam­ber­gu, ogło­szo­ne przez Jana Kol­lára, były pod­ro­bio­ne „Runy na mnie­ma­nym Czar­no-Bogu w Bam­ber­gu, oka­za­ły się ryte­mi przez PP. von Sten­giel For­st­mej­stra i Micha­ła Sip­pel Komis­sa­rza, dziś jesz­cze żyją­cych, (1842) nie zna­ją­cych się bynaj­mniej na sta­ro­żyt­no­ściach runicz­nych. Posą­gi zaś, nie jeden, ale dwa jed­na­ko­we (to aku­rat żad­na nowość – Kol­lár pisał o dwóch), sto­ją przy wej­ściu do Kate­dry, i kamień z któ­re­go te nie­zgrab­ne i nie­wąt­pli­wie sta­re pamiąt­ki są cio­sa­ne, zupeł­nie jest taki sam, w jaki obfi­tu­je oko­li­ca mia­sta”.

1846

Joachim Lele­wel w „Pol­ska wie­ków śred­nich, Tom I”, daje obja­śnie­nia do nie­któ­rych ido­li z Pril­l­witz oraz stwier­dza, że Lewe­zow naj­sil­niej i zwy­cię­sko zaata­ko­wał ich auten­tycz­ność. Za te sło­wa czę­sto był i jest postrze­ga­ny jako piew­ca fal­sy­fi­ka­cji ido­li pril­l­witz­kich, co nie do koń­ca jest praw­dą. Lele­wel, owszem, miał wąt­pli­wo­ści, ale na 100% nigdy prze­ko­na­ny o fał­szer­stwie nie był, co wyja­śnia póź­niej w „Cześć bał­wo­chwal­cza Sła­wian i Pol­ski, wyd. III”, Poznań, 1857, po odkry­ciu kamie­ni miko­rzyń­skich, o czym będzie też mowa dalej.

1848

Wydo­by­cie pomni­ka Świa­to­wid z rze­ki Zbrucz. Co praw­da nie ma na nim run, ale jest zamie­sza­ny w spra­wie póź­niej odkry­te­go kamie­nia miko­rzyń­skie­go z konikiem.

 

1850

Pastor J. Boli „Wochen­blatt für Mec­klen­burg-Stre­litz” 1850, sta­je w obro­nie domnie­ma­ne­go fał­sze­rza Gide­ona Spon­hol­za, ale bez skutku.

 


Zna­le­zie­nie brak­te­atu we wsi Wap­no z runa­mi. W jed­nej z mogił zna­le­zio­no zło­te przed­mio­ty: czte­ry zawiesz­ki brak­te­ato­we, pier­ścio­nek, ogni­wa łań­cu­cha, naczy­nie oraz szkla­ne pacior­ki, zło­żo­ne w antro­po­mor­ficz­nej popiel­ni­cy razem z popio­łem i węgla­mi drzew­ny­mi. Dato­wa­ne na VI w. n. e.

1850–1851

Rząd meklem­bur­ski ponow­nie chce roz­strzy­gnąć spór o auten­tycz­ność ido­li z Pril­l­witz, posta­no­wio­no wezwać do badań uczo­ne­go sło­wiań­skie­go, wybra­no Jana Kol­lára. Tan uznał wszyst­kie zabyt­ki za auten­tycz­ne, a Nauman­na, któ­ry miał się przy­znać do współ­pra­cy przy pod­ra­bia­niu figu­rek Potoc­kie­go, uznał za krzywoprzysięzcę!

09.03.1851

Józef Łep­kow­skiO czy­ta­niu runów sło­wiań­skich”.

 

 

20.08.1852

Dr Woj­ciech Cybul­ski uda­je się do Bam­ber­gu zoba­czyć runy na lwie Kol­lára, wstyd i hań­ba, run nie ma! Jak poda­je Cybul­ski, w tym samym roku lwa w Bam­ber­gu oglą­dał Anto­ni Hel­cel oraz póź­niej arche­olog Karól Rogaw­ski, któ­rzy toż samo potwier­dzi­li, że run tam nie uświad­czy­li. Jak dalej pisze Cybul­ski: „Spra­wa bał­wan­ków Czar­no­bo­ga bam­ber­skie­go powin­na być uwa­ża­na za roz­strzy­gnię­tą, i pamiąt­ka ich z przy­szłych dzieł uczo­nych wyklu­czo­na”.

Jak poda­je póź­niej Estre­icher, Cybul­ski musiał nie wie­dzieć o tym co Komor­nic­ki napi­sał w 1844, że napi­sy zosta­ły pod­ro­bio­ne, i jak poda­je Estre­icher po wizy­cie tam Komor­nic­kie­go (~1842), runy zosta­ły zatar­te, więc Cybul­ski, jak i pozo­sta­li, nicze­go już tam nie zastali.

A tak wyglą­da ów lew obec­nie (zdję­cie z oko­ło 2017 roku):

http://​tho​mas​-michel​-con​tem​po​ra​ry​-art​.de/​b​a​m​b​e​r​g​-​s​c​u​l​p​t​u​r​e​-​p​a​t​h​/​?​l​a​n​g​=en

Tade­usz Wolań­ski „Schrift-Denk­ma­le der Sla­wen vor Chri­sti Geburt”; Gnie­zno; 1850–1852

1855

Joachim Lele­wel „Cześć bał­wo­chwal­cza Sła­wian i Pol­ski”.

Lele­wel umie­ścił ryci­ny ido­li pril­l­witz­kich oraz alfa­bet runicz­ny. Zwróć uwa­gę na figu­rę nr 8 (co będzie istot­ne przy póź­niej­szym odkry­ciu kamie­ni mikorzyńskich).

Odna­le­zie­nie pierw­sze­go kamie­nia w Miko­rzy­nie z postacią.

 

 

1856

Odna­le­zie­nie dru­gie­go kamie­nia miko­rzyń­skie­go z koniem.

Zdję­cie oby­dwu kamie­ni miko­rzyń­skich. Wyraź­nie widać niec­ko­wa­te wyżło­bie­nie w kanie­mu z postacią.

 


Józef Przy­bo­row­ski jako pierw­szy publi­ku­je arty­kuł o zna­le­zi­sku miko­rzyń­skim, przy oka­zji ata­ku­jąc Lele­we­la, jako że „[…] dał się ustra­szyć krzy­kom zaprzań­ców, wąt­pi o auten­tycz­no­ści boż­ków pryl­wic­kich i uzna­nie ich zawie­sza do wykry­cia innych skąd­inąd dowo­dów.. Głów­nie zachwiał wia­rę Lele­we­la posą­żek boż­ka Pro­we z napi­sem: Pro­we bel­bog, gdyż Hel­mold żyją­cy jesz­cze r. 1170 poda­je, że Pro­we­go czci­li Sło­wia­nie bez zmy­sło­we­go wyobra­że­nia, jak się o tem prze­ko­nał burząc i nisz­cząc swe­go cza­su pogań­skie Sło­wian bożysz­cza”.

1856

Spra­woz­da­nie Józe­fa Przy­bo­row­skie­go o odna­le­zie­niu dru­gie­go kamie­nia mikorzyńskiego:
W nie­ja­ki czas po odkry­ciu pierw­sze­go pomni­ka miko­rzyń­skie­go, zja­wił się sta­ra­niem wła­ści­cie­la Wne­go Dro­szew­skie­go i dru­gi podob­ny do tam­te­go, a znaj­du­ją­cy się wraz z Pro­wem obec­nie w ręku Wne­go Węży­ka w Mro­cze­niu pod Kemp­nem, któ­ry z wiel­ką uprzej­mo­ścią odbi­cie tego nowe­go pomni­ka był łaskaw prze­słać mi. Nie­zwłocz­nie uwia­do­mi­łem o tym nowym nabyt­ku auto­ra niniej­sze­go dzie­ła, a kre­śląc na Jego żąda­nie niniej­szy dopi­sek czu­ję się szczę­śli­wym, że mam spo­sob­ność zło­żyć Wne­mu Węży­ko­wi publicz­nie dzię­ki za tro­skli­wość god­ną uwiel­bie­nia, z któ­ra łącz­nie z Wym Dro­szew­skim śle­dzi pamią­tek pogań­skiej przeszłości.

Nowo odkry­ty pomnik jest rów­nie jak Pro­we z zwy­czaj­ne­go gra­ni­tu, wyso­ki jed­ne sto­pę, 10 cali i dwie linie, sze­ro­ki jed­nę sto­pę, 9 cali i jed­nę linią. Na powierzch­ni kamie­nia wyżło­bio­ne jest podłuż­ne koło dłu­gie jed­ne sto­pę i sześć cali, sze­ro­kie jed­ne sto­pę i dwie linie. Środ­kiem koła znaj­du­je się wyobra­że­nie konia, oto­czo­ne napi­sa­mi runicz­ny­mi; górą sbir, dołem woin, z przo­du konia bog­dan, z tyłu lna­woi, na dole osób­ne s.

Zna­cze­nie pomni­ka, zna­cze­nie tych napi­sów może na zawsze pozo­sta­nie zagad­ką, gdyż i naj­ge­nial­niej­sze domy­sły pozo­sta­ną pew­nie domy­sła­mi. W liście moim, w któ­rym auto­ro­wi niniej­sze­go dzie­ła dono­si­łem o tym nowym odkry­ciu, wynu­rzy­łem domysł, że kamie­nie te dwa słu­ży­ły za ozdo­by ścian kon­ty­ny sła­wiań­skiej sto­ją­cej nie­gdyś w Miko­rzy­nie, że może były pomni­ka­mi kar­ny­mi skła­da­ny­mi za pew­ne prze­wi­nie­nia. Na to odpo­wie­dział zacny sta­ro­żyt­nik, jak nastę­pu­je: „Żeby to mia­ły być kar­ne pomni­ki, owe gła­zy, trud­no mi przy­pu­ścić. Łatwiej na to przy­stać że stro­ji­ły ścia­ny kon­ty­ny: moż­na­by je poczy­tać za wize­run­ki wska­zu­ją­ce miej­sce urzę­du, uro­czy­sto­ści, obcho­du. Pro­we, gdzie się sądy odpra­wia­ły, sądo­we zebra­nia; ów konik, gdzie pod jesień odby­wa­ła się sta­ni­ca, wojen­na okaz­ka, rew­ja, jak mi to wyni­kło z obja­śnie­nia bohodz­kie­go Świa­to­wi­da: a jeśli Panie chcesz wykła­du napi­su stó­sow­ne­go, czy­taj: 1) Zbir woin. Zebra­nie wojen­ne. 2) Soch. dan. sl. na. woi. Boże daj siłę na woj­nę; albo boga danie sił na wojnę.”

Uwa­ża­łem za obo­wia­zek przy­to­czyć to wytłu­ma­cze­nie zna­ko­mi­te­go sta­ro­żyt­ni­ka, cho­ciaż pisać się na nie nie mogę, gdyż zda­je mi się koniecz­nie, że zamiast zesta­wiać zupeł­ne zda­nie, nale­ży raczej każ­dy wyraz brać zosob­na, i zosob­na przy­wią­zać do nie­go jakieś zna­cze­nie. Wszak­że i tu na trud­no­ściach nie będzie zby­wa­ło: czy wyraz bog­dan jak stoi z przo­du konia jest jed­nym wyra­zem, czy jako taki się­ga epo­ki runicz­nej ? Czy w ogó­le pomni­ki te dwa są auten­tycz­ny­mi? — Na pierw­sze pyta­nie ja odpo­wie­dzieć nie umiem ; ostat­nie powin­na roz­wią­zać karcz­ma miko­rzyn­ska, do któ­rej fun­da­men­tów przed kil­ku­dzie­się­ciu laty, jak jest poda­nie, uży­to takich samych kamie­ni kil­ku. Jeśli te kie­dyś w przy­tom­no­ści znaw­ców zosta­ną wydo­by­te, jeśli prócz tego może szcząt­ki innych uka­żą się w tym samym ogro­dzie, gdzie wyko­pa­no tam­te : naten­czas i auten­tycz­ność pomni­ków pryl­wic­kich stwier­dzi się i Miko­rzyn sta­nie w rzę­dzie naj­zna­ko­mit­szych miejsc zie­mi naszej.

1857

Joachim Lele­wel „Cześć bał­wo­chwal­cza Sła­wian i Pol­ski, wyd. III”.

Lele­wel o swo­jej posta­wie wobec ido­li pril­l­witz­kich oraz o kamie­niach miko­rzyń­skich (od str. 77 – 81):

Z tego powo­du Przy­bo­row­ski nie­chce pole­gać na sło­wach Hel­mol­da upew­nia­ją­ce­go że Pro­we żad­ne­go obra­zu nie­miał, bo wyko­pa­li­sko miko­rzyń­skie oba­la powa­gę jego. Niech sobie pozwo­li uczy­nić uwa­gę, że wyko­pa­li­sko pril­wic­kie daw­no już powin­no było oba­lić tę powa­gę bo w nim nalazł się (nro 8) zupeł­nie taki z napi­sem Pro­we bał­wa­nek, jakie­go obraz miko­rzyń­skie wygrze­ba­nie dostar­czy­ło. Ubó­stwio­ne pra­wo, pra­wo czczo­ne przez wszyst­kich Sła­wian, nie­po­trze­bo­wa­ło ni bał­wa­na, ni obra­zu i nie mia­ło jakie­go: o tym wie­dział Hel­mold od Sła­wian samych, pro­wa czci­cie­li. Jeże­li tedy naj­du­je się jaki obra­zek lub bał­wa­nek z jimie­niem pro­we, tako­wy jest rze­czą par­ti­ku­lar­ną nie­ko­niecz­nie pro­we­go wyobra­ża­ją­cą. Na bał­wan­ku poło­żo­ny napis Pro­we bel­bóg, kazał­by sądzić, że to jistot­nie jest wiel­kie­go boga pro­we obraz; ale na kamie­niu napi­su wycios co jin­ne­go zwia­stu­je gdy w nim wyczy­tu­je­my zbir k’bel pro­we, to jest zbór, zebra­nie ku wiel­kie­mu pro­we. Jest to tedy obraz ludu pod­no­szą­ce­go sym­bol powszech­ne­go zebra­nia. Sym­bol pod­wa­kroć-trój­ką­tem, strz­mie­niem wyra­żo­ny, raz spodem, punk­ta­mi . : . dru­gi raz troj­kąt­ną prze­dziu­ra­wio­ną tablicz­ką ręką ludu pod­nie­sio­ną.

Wedle Przy­bo­row­skie­go, posą­żek Pro­we, miał zachwiać moją wia­rę w auten­tycz­ność pril­wic­kich bał­wan­ków, żem się oraz ustra­szył krzy­kiem zaprzań­ców o auten­ticz­no­ści boż­ków pril­wic­kich wąt­pią­cych. To mnie­ma­ne zachwia­nie wia­ry mej z powo­du bał­wan­ka pro­we, nie­prze­wi­du­ję jakim­by wyra­że­niem się mojim popar­te być mogło. Odkry­cie zaś pril­wic­kie z róż­nych wzglę­dów wiel­ce mię obcho­dzi­ło i od lat czter­dzie­stu usta­wicz­nie go pod­no­si­łem. Począw­szy od winul­skiej sła­wiańsz­czy­zny w rok 1816 w tygo­dni­ku wileń­skim zamiesz­czo­nej w któ­rej z Thun­ma­nem napis litew­ski z zaufa­niem wyto­czy­łem; następ­nie 1820 w nocie do rozdz. 61 dzie­jów Indji; 1822 w piśmie nauki dają­ce pozna­wać źró­dła histo­rycz­ne, ogło­szo­nym w Wil­nie dla uczęsz­cza­ją­cych na kurs mój w uni­wer­si­te­cie; 1824 naten­że uży­tek w dodat­ku do wspo­mnia­ne­go pisma wygo­to­wa­łem bał­wan­ków pril­wic­kich sztych, jaki powtó­rzo­ny jest w piśmie niniej­szym, któ­re wyszło w Pozna­niu 1846. A następ­ne pril­wic­kich bał­wan­ków wyta­cza­nie poprzed­nich wzmian­ko­wa­ne jest kart­kach. Takie usta­wicz­ne nawra­ca­nie na te pomni­ki mia­łoż­by być jakie­go zwąt­pie­nia ozna­ką?
[…] Nacho­dzi­łem upew­nie­nia że Lewe­zow zwy­cię­stwo sfał­szo­wa­nia dowiódł; jego argu­men­ta­cje poznać pra­gną­łem; sta­ra­łem się jego pismo pozy­skać, śle­dzi­łem go po lici­ta­cjach, pokil­ka­kroć księ­ga­rzy i buki­ni­stów o dostar­cze­nie do zobo­wią­za­łem; na próż­nol kopji piśmien­nej nawet pozy­skać nie­uda­ło się a z dzien­ni­kiem w któ­rym się naj­du­je nie­zda­rzy­ło się spo­tkać. Uchy­lać tedy i zewszyst­kiem odrzu­cać pod­nie­co­ne wąt­pli­wo­ści nie mógłem. Poszu­ki­wa­nia póź­niej nacho­dząc kamy­ki i brył­ki z napi­sa­mi w wiel­kiej czę­ści wci­na­ne napi­sy popar­ły : ale i te kamy­ki umia­no pod wąt­pli­wość wziąć. Wydo­by­ty miko­rzyń­ski kamień wystę­pu­je potęż­nym trud­nej kwe­stji roz­jem­cą. Życzyć aby wię­cej podob­nych z głę­bi zie­mi wyla­zło. Tym­cza­sem jeże­li się tym miko­rzyń­skim kamie­niem dow­cip nie­miec­ki zaj­mie, może być Przy­bo­row­ski pew­ny że ten dow­cip będzie usi­ło­wał dowieść i grun­tow­nie dowie­dzie, że ktoś dobrą wia­rę oby­wa­te­la Dro­szew­skie­go zwódł. Dow­ci­po­wa­nie dla zmy­słu dow­ci­po­wa­nia nie­trud­ne.

17.05.1858

Towa­rzy­stwo Przy­ja­ciół Nauk w Pozna­niu pole­ci­ło Anto­nie­mu Bia­łec­kie­mu udać się do Miko­rzy­na i Mro­cze­nia celem zba­da­nia kamie­ni i spraw­dze­nia czy nie ma ich tam więcej.

1858

W cza­so­pi­śmie „Czas” nr 242 i 243 uka­zu­je się spra­woz­da­nie Bia­łec­kie­go o jego bada­niach i mało udol­nym śledz­twie w Miko­rzy­nie. Bia­łec­ki pisze, że kamie­nie muszą być nagrob­ko­we, a nie jak pisał Lele­wel zbo­ru wojów ku Pro­we­mu. Wnio­sku­je to z tego, że w Cze­ka­no­wie, 8 mil od Miko­rzy­na, był przy wyko­pa­niu nie­mal iden­tycz­ne­go kamie­nia, jak ten z posta­cią, tak­że z niec­ko­wa­tym wydrą­że­niem, tyle że na nim nie było żad­nych run ani rysun­ków. Zako­pa­ny był podob­nie, wklę­śnię­ciem ku doło­wi, a pod spodem były popiel­ni­ce, praw­do­po­dob­nie z pro­cha­mi zmarłych.

1860

Dr Woj­ciech Cybul­skiObec­ny stan nauki o Runach Sło­wiań­skich”.
Co do kamie­ni Miko­rzyń­skich, Cybul­ski obsta­je za ich auten­tycz­no­ścią. Na str. 58, poda­je miej­sca odkryć innych wyżło­bio­nych kamie­ni podob­nych do mkio­rzyń­skie­go, (źró­dło: Dzien­nik poznań­ski nr 104, rok 1860) jako dowód, że takie żło­bie­nia były czę­stą prak­ty­ką nagrob­ko­wą. Pod kamie­niem takim ukła­da­no pro­chy zmarłego.
Cybul­ski stwier­dza, że kamie­nie miko­rzyń­skie, są kamie­nia­mi gro­bo­wy­mi wyku­ty­mi na pamiąt­kę i część dwóch zna­ko­mi­tych w naro­dzie mężów. „Jeden z nich mógł być arcy­ka­pła­nem boż­ka Pro­we­go, prze­wod­ni­czą­cym zgro­ma­dze­nia ludu, a zwał się Mike.
Od tego imie­nia arcy­ka­pła­na powsta­ła zapew­ne tak­że nazwa miej­sca Miko­rzyn, gdzie Pro­we­go miał gaj poświę­co­ny; …
Dru­gim z owych pomni­ka­mi miko­rzyń­skie­mi uwiecz­nio­nych w pamię­ci mężów był jakiś zna­ko­mi­ty wojow­nik, [...] woje­wo­da, imie­nia Boh­dan, któ­re na pomni­ku z koni­kiem wyraź­nie i dokład­nie jest wycię­te, i ina­czej, zgod­nie z zamiesz­czo­nym wyżej alfa­be­tem runicz­nym, czy­ta­ne być nie może.

Co do odczy­tu, run Cybul­ski pisze tak­że o cze­skim uczo­nym – Jan Erazm Wocl, któ­ry 26 mar­ca b.r. tj. 1860, nadał list do poznań­skie­go T. P. N. z odczy­tem zabyt­ku jako: Svir Bog Odin Voin Lutu­oi, z czym Cybul­ski się nie zga­dza, wycze­ku­jąc jed­no­cze­śnie peł­nej roz­praw­ki Wocla.
Cybul­ski nie negu­je jed­nak odczy­tu poda­ne­go przez Lele­we­la, choć poda­je wła­sny, odmienny.
Odczyt Cybul­skie­go kamie­nia z posta­cią ludz­ką: smir kmet. Pro­we.
Na kamie­niu z koni­kiem: Smir voin s. l. na woi. Boh­dan.
Napis pierw­szy „wska­zu­je on albo na zgo­dę czy­li pojed­na­nie, któ­re po jakiemś wewnętrz­nem wstrzą­śnie­niu nastą­pi­ło, w zebra­niu kmie­ci, w imie­niu Pro­we­go, pod prze­wod­nic­twem i za usi­ło­wa­niem arcy­ka­pła­na, albo na jakąś ugo­dę czy­li sprzy­mie­rze­nie się ku pew­ne­mu, bli­żej nie­ozna­czo­ne­mu poko­jo­we­mu lub wojen­ne­mu przed­się­wzię­ciu. Pamiąt­kę wypad­ku zapi­sa­no na pomni­ku gro­bo­wym tego męża, któ­ry naj­więk­szą z nie­go posiadł sła­wę. Być może, że napis wogó­le wska­zu­je tyl­ko zawar­cie jakie­goś poko­ju, zgo­dy lub przy­mie­rza.”
Napis dru­gi stoi, wedle, mego zda­nia, w związ­ku z poprzed­nim, i odno­si się praw­do­po­dob­nie do tegoż wypad­ku; wska­zu­je więc rów­nie na zawar­ty pokój, zgo­dę, lub też przy­mie­rze wojow­ni­ków, co jest praw­do­po­dob­niej­szem, w celu wojen­nym, ozna­czo­nym przez wyra­zy na woi. Boha­te­rem przy­mie­rza albo wojen­nej wypra­wy jest Boh­dan, zapew­ne współ­cze­sny ksią­żę czy­li woje­wo­da ziemi.
Zna­cze­nia lite­ry s, któ­ra osob­no stoi, trud­no wytłu­ma­czyć, może zna­czy Sło­wian. Lite­ra l, zwią­za­na z wyra­za­mi na woi, co nie powin­no ude­rzać, może zna­czyć Lechów, Lechi­chi­tów, Lachów, z któ­rych głów­nie two­rzy­ło się rycer­stwo; odpo­wia­da­ło­by to wyra­zo­wi kmet, na napi­sie poprzed­nim, tak że ten przed­sta­wiał­by nie­ja­ko stro­nę cywil­ną, a tam­ten stro­nę wojen­ną domnie­ma­ne­go wypad­ku. Napis cały brzmiał­by w takim razie: Przy­mie­rze wojow­ni­ków Sło­wian Lachów na woj­nę (pod wodzą) Boh­da­na.

Co do nie­ko­niecz­nie traf­nych napi­sów jako kamie­nia gro­bo­we­go, Cybul­ski spe­ku­lu­je, że kamie­nie pier­wot­nie mogły być wyku­te w opi­sa­nym wyżej celu, a następ­nie póź­niej, mogły być uży­te do gro­bow­ca, gdy już cel ich pier­wot­ny mógł być nawet zapomniany.


Józef Igna­cy Kra­szew­ski w swo­im dzie­le „Sztu­ka u Sło­wian, szcze­gól­nie w Pol­sce i Litwie przed­chrze­ści­jań­ski­éj” zebrał infor­ma­cje o runach sło­wiań­skich jak i prze­zna­czył osob­ny roz­dział na ido­le pril­witz­kie. Autor pod­trzy­mu­je wer­sję o fał­szer­stwie zabyt­ków runicznych.

 

1867

Medal kra­kow­ski (zwa­ny daw­niej jako Mone­ta Bole­sła­wa Chro­bre­go). W 1897 prof. Pie­ko­siń­ski pisał w Herol­dzie Pol­skim, że mone­tę kupił Frie­dle­in, pre­zy­dent Kra­ko­wa, przed oko­ło 30 latu, a więc ~1867.

26.02.1869

Prof. Karol Estre­icher w komi­sji runo­gra­ficz­nej Towa­rzy­stwa Przy­ja­ciół Nauk w Kra­ko­wie, wyto­czył argu­men­ty prze­ciw auten­tycz­no­ści kamie­ni mikorzyńskich.

 

13.02.1870

Alek­san­der Prze­zdziec­ki zajął się spra­wą zba­da­nia kamie­ni miko­rzyńk­kch i na posie­dze­niu Komi­sji runo­gra­ficz­nej, odczy­tu­je spra­woz­da­nie, gdzie zaświad­cza o auten­tycz­no­ści znaleziska.

1872

Odczyt Prze­zdziec­kie­go spi­sa­ny i wyda­ny jako: „O kamie­niach miko­rzyń­skich ś. p. Alek­san­dra hr. Prze­zdziec­kie­go” Kra­ków 1872.


Dr Anto­ni Małec­ki wyda­je „Co rozu­mieć o runach sło­wiań­skich i o auten­tycz­no­ści napi­sów na miko­rzyń­skich kamie­niach”, prze­ko­nu­jąc o nie ist­nie­niu run Słowiańskich.
Małec­ki argu­men­tu­je, że:

  1. Chrabr miał na myśli „liczy­li i wró­ży­li” a nie „czy­ta­li i gadali”.
  2. Z kro­ni­ki Thie­th­ma­ra nic nie wyni­ka, bo nie wia­do­mo w jaki spo­sób zapi­sa­no owe pod­pi­sy bożków.
  3. Małec­ki nie poj­mu­je dla­cze­go runicz­ne napi­sy na mone­tach i pie­cząt­kach litew­skich nagło­śnio­nych przez Teo­do­ra Narbu­ta, mia­ły by być sło­wiań­skie sko­ro z inne­go ludu i kra­ju pochodzą.
  4. Przy­wo­łu­je jakie to już pomył­ki uczyniono: 
    1. wspo­mi­na pomył­kę Kol­lára jako­by zoba­czył runy na lwach w Bambergu;
    2. błęd­nych bo sło­wiań­skich odczy­tach Andrze­ja Kuchar­skie­go, run na heł­mach sty­ryj­skich, odkry­tych w 1812 r, na któ­rych etru­skie napi­sy widnieją.
  5. Co do ido­li z Pril­l­witz, za gło­sem Lewe­zo­wa uwa­ża je za pod­ro­bio­ne przez Spon­holt­zów – co do run bez­wa­run­ko­wo, co do samych posąż­ków, z mały­mi może wyjąt­ka­mi. Poda­je tak­że wła­sne argu­men­ty, jak: 
    1. mno­gość napi­sów runicz­nych na ido­lach: „po cie­le i po suk­ni, z tyłu i z przo­du, u stóp i na gło­wy wierz­choł­ku, na ple­cach, pier­siach, bokach, udach, ramio­nach”. Suge­ru­je zatem, że Sło­wia­nie mie­li gorącz­ko­wy zapał „do ryl­ca i dłu­ba­nia nim w krusz­cu”, co ozna­cza że cały kraj powi­nien być zasy­pa­ny runa­mi – a nie jest.
    2. bar­dzo czę­ste wystę­po­wa­nie napi­su „Rhe­tra” na ido­lach: „Czyż samo pomiesz­cze­nie rze­czy owych w świą­ty­ni Retry nie wystar­cza­ło na oka­za­nie, że one do niej nale­żą?”.
    3. Suge­ru­je, że ówcze­sne roz­szy­fro­wa­nie napi­sów, żad­ne­go zna­cze­nia nie dają, ino jakimś beł­ko­tem są tylko.
    4. Pomie­sza­nie wie­lu nazw bogów z róż­nych regionów.
    5. Pisow­nia run w nie­miec­kim (a nie sło­wiań­skim) stylu.
    6. Na figur­ce nr 6 u Mascha, poda­nie napi­su runicz­ne­go z błę­da­mi w pisow­ni i ukła­dzie, zwro­tu: „Per­ku­nie bożecz­ku, nie ude­rzaj w moje! Dam ci za to połeć sło­ni­ny”, suge­ru­jąc że fał­szerz prze­pi­sał zwrot runa­mi z książ­ki Hartk­no­cha „Alt- und Neu­es Preus­sen Oder Preus­si­scher”, 1684, któ­ra wła­śnie zawie­ra­ła ów błąd.
  6. Kamie­nie miko­rzyń­skie, jako same kamie­nia uwa­ża za sta­ro­żyt­ne, ale inskryp­cje już nie bo powsta­ły w 1855 lub 1856, ponieważ: 
    1. wyry­ta postać na pierw­szym kamie­niu jest podob­na do ido­la Pril­l­witz­kie­go ze zbio­ru Potoc­kie­go, któ­ry to w cało­ści orzek­nię­to przez komi­sję śled­czą za pod­ro­bio­ny. Fał­szerz mógł zoba­czyć ów szkic ido­la z Pril­l­witz, w pra­cach Lele­we­la „Bał­wo­chwal­stwo sło­wiań­skie” (1853) oraz „Cześć bał­wo­chwal­cza Sła­wian i Pol­ski” (1855) i go skopiować;
    2. jak mnie­ma Małec­ki, rysu­nek koni­ka został sko­pio­wa­ny z posą­gu Świa­to­wi­da wydo­by­te­go z rze­ki Zbrucz w 1848 r. bo jest podob­ny. Rysu­nek posą­gu przed­sta­wił Lele­wel w „Bał­wo­chwal­stwo sło­wiań­skie” (1853) na str. 27, więc stąd fał­szerz mógł się o nim dowiedzieć.

11.11.1872

Towa­rzy­stwo Przy­ja­ciół nauk w Pozna­niu upo­waż­nia tym razem prof. Kazi­mie­rza Szul­ca do przed­się­wzię­cia wszyst­kie­go co uzna za potrzeb­ne do wyja­śnie­nia spra­wy kamie­ni mikorzyńskich.

13.04.1873

Prof. Szulc roz­po­czy­na swo­je śledz­two przy­by­wa­jąc do Mikorzyna.

 

1873

Na dziś: pismo zbio­ro­we”, tom III. Podob­no jest tam arty­kuł o pra­cy Prze­ździec­kie­go, pod­wa­ża­ją­cy auten­tycz­ność kamie­ni mikorzyńskich.


Prof. Karol Estre­icher wystę­pu­je z zarzu­ta­mi o pod­ro­bie­nie ido­li z Pril­l­witz jak i kamie­ni miko­rzyń­skich w roz­praw­ce umiesz­czo­nej w „Kalen­da­rzu War­szaw­skim Józe­fa Ungra” p. t. „Runy sło­wiań­skie”, str. 92.

Co cie­ka­we Estre­icher zarzu­ca tam tak­że że Towa­rzy­stwo Nauk zata­iło wie­dzę o dwóch zabyt­kach runicz­nych, jakie mia­ły­by skom­pro­mi­to­wać odkry­cie mikorzyńskie:

Jesz­cze czy­ta­li­śmy o dwóch kamie­niach runicz­nych, o któ­rych ato­li nasi ucze­ni nie chcą wie­dzieć, bojąc się zapew­ne skompromitować.”

Ksiądz Wyder­kow­ski poda­ro­wał Towa­rzy­stwu Przy­ja­ciół Nauk kamień ośmio­bocz­ny runicz­ny, zna­le­zio­ny w Gościerz­dzu pod Byd­gosz­czą. Nikt tego kamie­nia nie opisał.”

W koń­cu czerw­ca 1856 r. roz­gło­szo­no, że Dr. Kubl… zna­lazł w Zduń­skiej Woli w powie­cie Sie­radz­kim w Kró­le­stwie Pol­skiem, o kil­ka mil od Miko­rzy­na, kamień z runa­mi i tak­że z wize­run­kiem Pro­we­go. O zna­le­zie­niu takie­go kamie­nia w Miko­rzy­nie dono­sił tegoż mie­sią­ca i roku Dro­szew­ski. Więc dwa odkry­cia zja­wia­ją się jed­no­cze­śnie, z tą róż­ni­cą, że Przy­bo­row­ski natych­miast odczy­tu­je i opi­su­je kamień miko­rzyń­ski, gdy Kazi­mierz Szulc któ­re­mu poda­no wieść o Pro­wem w Zduń­skiej Woli, mil­czy o tem, pomi­mo że w rok póź­niej, dru­ku­je dzieł­ko o wyobra­że­niach bał­wo­chwal­czych ludu. Co się sta­ło z owym pomni­kiem ze Zduń­skiej Woli, nikt dzi­siaj nie wiem, i nikt się o to nie trosz­czy. Czy zatem ów kamień powę­dro­wał do Miko­rzy­na, i w nowej for­mie poja­wił się, czy też był on gor­szym fal­sy­fi­ka­tem, więc ustą­pił pierw­szeń­stwa miko­rzyń­skie­mu, nie umiem tego roz­strzy­gnąć; dość, że już wię­cej nie wyszedł na jaw, i nie zwa­bił łatwo­wier­nej cie­ka­wo­ści naszych arche­olo­gów.”

Zobacz tak­że ręko­pis Estre­iche­ra „Runy sło­wiań­skie”.

1876

Pra­ca prof. Kazi­mierz Szulc o „Auten­tycz­ność kamie­ni miko­rzyń­skich zba­da­na na miej­scu”, czy­li jego spra­woz­da­nie po prze­pro­wa­dzo­nym śledz­twie. Oczy­wi­ście jak wska­zu­je tytuł, Szulc wyka­zu­je, że zna­le­zi­sko jest autentyczne.

1883

Roman Zawi­liń­ski „Kwe­sty­ja run sło­wiań­skich ze sta­no­wi­ska lin­gwi­stycz­ne­go”; Kra­ków.

 

1896

Dr Fran­ci­szek Pie­ko­siń­skiKamie­nie miko­rzyń­skie”.

 

1897

Prof. Pie­ko­siń­ski w „Herol­dzie pol­skim” str. 37 pisze o meda­lu kra­kow­skim (zwa­nym daw­niej jako Mone­ta Bole­sła­wa Chrobrego).

1906

Dr Jan Lecie­jew­skiRuny i runicz­ne pomni­ki sło­wiań­skie”.
Pan Lecie­jew­ski, w swo­jej pra­cy, wszyst­kie bał­wan­ki z Pril­l­witz uzna­je za pod­ro­bio­ne, jed­nak kamie­nie miko­rzyń­skie za auten­tycz­ne. Bar­dzo dobra książ­ka, jeże­li cho­dzi o opi­sa­nie histo­rii odkryć ido­li z Pril­l­witz oraz kamie­ni miko­rzyń­skich. Są tam opi­sa­ne tak­że inne zabytki.
Odczyt run, jed­nak mało przekonujący.


Alek­san­der Brück­ner pisze kry­tycz­nie o dzie­le Jana Lecie­jew­skie­go w „Kwar­tal­ni­ku Histo­rycz­nym”, Rocz­ni­ki XX (1906), str. 684, recen­zją p. t. „Jan Lecie­jew­ski: Runy i runicz­ne pomni­ki słowiańskie”.

1932

Odkry­cie gro­tu dzi­ry­tu z Roz­wa­do­wa nad Sanem.

1936

W „Wia­do­mo­ściach arche­olo­gicz­nych”, tom XIV, uka­zu­je się arty­kuł Mar­cja­na Śmisz­ko pt. „Grot dzi­ry­tu z runicz­nym napi­sem z Roz­wa­do­wa nad Sanem” (s. 140–146.)

1984

Odkry­cie gli­nia­nych, pokru­szo­nych tabli­czek w Pode­bło­ciu, dato­wa­ne na VII – IX w.

Wpis na blo­gu „hel­le­no­po­lo­ni­ca”.

2009

Feliks Grusz­ka „Runy sło­wiań­skie” (ręko­pis), gdzie autor pre­zen­tu­je nowy alfa­bet runicz­ny nazwa­ny „Bieł­wi­cą”, skła­da­ją­cy się z 18 zna­ków runicznych.

O Bieł­wi­cy pisa­łem wię­cej we wcze­śniej­szym wpi­sie „Pol­skie / Sło­wiań­skie runy”.

2010

Era­tyk koło Łęgo­wa (52°07’06.5″N 15°39’58.5″E)

Zdję­cia z forum „zja­wi­ska para­nor­mal­ne”.

Blog „ścież­ka w bok”.

Arty­kuł na onet​.pl

Poda­łem rok odkry­cia 2010 jako, że taką naj­star­szą datę zna­la­złem wśród arty­ku­łów wzmian­ku­ją­cych o era­ty­ku z Łęgo­wa, ale mogę się mylić.

2011

Wini­cjusz Kos­sa­kow­ski „Pol­skie runy prze­mó­wi­ły”, wyda­nie inter­ne­to­we uka­za­ne na blo­gu pana Białczyńskiego.

Wg mnie jest to pra­ca prze­ło­mo­wa o tyle, że pan Kos­sa­kow­ski, porzu­cił bazo­wa­nie na XVIII wiecz­nych pra­cach Ankie­la czy Klu­ver­na, jak to mia­ło miej­sce do tej por­ty, a wyszedł od punk­tu 0, naj­pierw opra­co­waw­szy czym mogą być runu – rysa­mi narzą­dów mowy w trak­cie wypo­wia­da­nia gło­ski. I tak zaczął czy­tać runy na róż­nych zabyt­kach. W ten spo­sób, sam prze­ko­nał się, że ido­le z Pril­l­witz czy kamie­nie miko­rzyń­skie, są autentyczne.

Poza tym, po raz pierw­szy, nie tyl­ko poka­za­no jak czy­tać daną runę, ale tak­że mamy wyja­śnio­ne jej pocho­dze­nie, tj. dla­cze­go jest tak ryta a nie ina­czej, cze­go chy­ba nikt inny do tej pory nie dokonał!

Odczy­ta­nie run na kolej­nych zabyt­kach przez p. Kossakowskiego:

Runy na brak­te­at­cie ze wsi Wap­no, pan Kos­sa­kow­ski odczy­tu­je jako „GABARZ”, czy­li zawód wyżej posta­wio­ne­go urzęd­ni­ka pań­stwo­we­go, dba­ją­ce­go o prze­strze­ga­nie prawa.
Wg mnie jest to brak­te­at typo­wo skan­dy­naw­ski, podob­nych mamy opi­sa­nych mnó­stwo i raczej nie ma się tu co doszu­ki­wać sło­wiań­skich zna­czeń. Jako przy­kład wkle­jam poni­żej parę z pra­cy Ste­phen­sa „The Old-Nor­thern Runic Monu­ments” 1884

 

Medal kra­kow­ski, stro­na z gło­wą księ­cia: „SOLITSzN * KZY­ORz” jako „Ksią­żę syn Solita”.
Na dru­giej stro­nie, z sym­bo­lem słoń­ca „ŁŚLE­iEW BDzĄ” jako „Łaska­wym będzie”.

Tablicz­ki z pode­bło­cia jako cał­ko­wi­cie runicz­ne, jed­nak frag­men­ty nie pozwa­la­ją na dokład­niej­szy odczyt całe­go zapi­su. Tablicz­ka 1: „...DsiGP... IIZDJ...”. Tablicz­ka 2: „...ISKI...ŚU...”, Tablicz­ka 3: „...Dsi okn...GżiJT...”.

Heł­my z Negau. Na pierw­szym heł­mie pan Kos­sa­kow­ski odczy­tu­je runy etru­skie jako: „HADI­ChA GŚIŚIEJ FAMIL” czy­li „Hadi­cha (imię) z Gęślej fami­li (rodzi­ny)”.
Na dru­gim heł­mie: „GIDAKU TUD LI JADMEI SzFP” – wła­ści­ciel heł­mu oznaj­mia każ­de­mu GIDAKOWI, że nosi imię JADMEI z rodzi­ny SZWAB. Dur­gi napis wyko­na­ny punk­ta­mi: „UŻUPNIPANUAPI” jako „U żup­ni panujący”

Pan Kos­sa­kow­ski nie ustrzegł się też dziw­ne­go błę­du. Jak sam pisze, Woj­ciech Cybul­ski w swo­jej pra­cy zamie­ścił ryci­nę lwa z Bam­ber­gu (wyko­na­ną przez Kol­lára) oraz, że w roku 1852 Cybul­ski czy­tał runy na owym lwie umiesz­czo­ne. Rok się zga­dza tyl­ko pan Kos­sa­kow­ski, z nie­zna­nych powo­dów, wpro­wa­dził czy­tel­ni­ków w błąd. Cybul­ski run nie czy­tał, gdyż nie było co czy­tać, oglą­dał jedy­nie lwy, na któ­rych run nie zna­lazł a tym samym orzekł, że owe zna­le­zi­sko nale­ży wyklu­czyć z przy­szłych prac, cze­go pan Kos­sa­kow­ski nie zrobił.

2013

Wini­cjusz Kos­sa­kow­ski „Pol­skie runy prze­mó­wi­ły”, wydaw­nic­twem Slo­vian­skie Slovo.

 

25.06.2016

Wini­cjusz Kos­sa­kow­ski daje wykład o pol­skich runach pod­czas Sło­wiań­skie­go Wie­cu w Radzi­mo­wi­cach, 25 czerw­ca 2016 r.

Pan Kos­sa­kow­ski poda­je nie­spraw­dzo­ną histo­rię suge­ru­jąc jako­by Spon­holtz sta­wił się przed sądem pod­czas komi­sji bada­ją­cej auten­tycz­ność ido­li pril­l­witz­kich. Otóż obaj bra­cia Spon­holtz za cza­sów komi­sji, już nie żyli. Oskar­ża­ny Gide­on zmarł w 1807 r. Komi­sja roz­po­czę­ła pra­cę 20 lat później.

2018

Tomasz Kosiń­ski „Sło­wiań­skie skar­by”.

Świet­na pozy­cja opi­su­ją­ca histo­rię odkry­cia pri­lic­kie­go wraz z omó­wie­niem zbio­rów opi­sa­nych przez Mascha i Potoc­kie­go. Rze­tel­nie udo­ku­men­to­wa­na bibliograficznie.

Autor sta­je za auten­tycz­no­ścią zna­le­zi­ska, a na pew­no tych opu­bli­ko­wa­nych przez Mascha w 1771 r. Co do czy­ta­nia run, odrzu­ca pra­ce pana Kos­sa­kow­skie­go i kon­ty­nu­uje ścież­kę daw­nych, nie­miec­kich runo­lo­gów, kory­gu­jąc nie­znacz­nie ich błędy.


W maga­zy­nie „Arche­olo­gia Żywa”, Tomasz Żucho­wicz (popu­la­ry­za­tor nauki), w arty­ku­le „Wiel­ka Lechia – (pseudo)archeologia o począt­kach Pol­ski” dobit­nie poka­zu­je sta­no­wi­sko współ­cze­snej nauki w spra­wie run sło­wiań­ski, czy­li że ido­le Pril­l­witz­kie jak i runy na kamie­niach miko­rzyń­skich są bez wyjąt­ków podróbkami.

Cie­ka­wie jed­nak pod­su­mo­wał stan nauki o Pol­sce: „… świat nauki nie­do­sta­tecz­nie przed­sta­wił swo­je racje, jak i nie stwo­rzył spój­nej i alter­na­tyw­nej wizji naszych korze­ni na potrze­by dla zwy­kłe­go odbior­cy. Stąd tur­bo­sło­wia­nie, zarzu­ca­jąc, że naukow­cy twier­dzą iż Pol­ska sta­ła się nagle w 966 roku mają ponie­kąd rację. Ist­nie­nie takich gło­sów wska­zu­je na spo­rą wyrwę w popu­la­ry­za­cji wie­dzy”.

2019

Tomasz Kosiń­ski „Sło­wiań­skie Runy

Jesz­cze nie czy­ta­łem, więc nie skomentuję.