Używanie przeglądarki od Google’a weszło już nam tak w nawyk, że pojawił się w żargonie tekst „wyguglaj sobie” – czyli właśnie użyj wyszukiwarki google.pl aby coś znaleźć w internecie. Często robimy to nawet nieświadomie, tym samym reklamując firmę Google i tylko Google, bo jakoś jeszcze nie słyszałem aby ktoś mówił „wybinguj sobie” albo „wyjahuj sobie” :-) Brzmi śmiesznie prawda? Tak samo śmiesznie, jak „wyguglaj sobie”.
Dlatego proponuję zmienić zwrot „wyguglaj” na bardziej świadomy i wspierający wyszukiwarki internetowe, które nas nie śledzą, jak np. startpage.com albo duckduckgo.com. Najlepszym odpowiednikiem google.pl będzie startpage.com jako, że właśnie bazuje na wyszukiwarce od gogli. Oznacza to że w startpage.com uzyskamy bardzo podobne lub identyczne wyniki wyszukiwania co na google.com.
Dlaczego zatem polecam „wy-start-pejdżować” sobie a nie „wyguglać”? Może najpierw opisze jak działa „wyguglanie” sobie. Gdy wpisujemy jakąś frazę w wyszukiwarkę od Google’a, to automatycznie jest to zapisywane w ich bazach danych, wraz z naszym adresem IP, czasie, także Google zbiera informacje o tym w jakie linki w wyszukiwarce kliknęliśmy. Nie trudno się domyśleć, że po wyszukiwanych frazach, łatwo zbudować nasz profil osobowy, z wszelkimi informacjami o nas samych, jak np. choroby, poglądy polityczne, wszelakie zainteresowania i upodobania (w tym np. seksualne), nasze najskrytsze myśli, pragnienia, i wiele innych informacji – po prostu pomyśl o tym wszystkim co do tej pory wyguglałeś/aś – to wciąż tam jest. Myślę, że jest jeszcze gorzej, gdy używamy wyszukiwarki Google’a będąc zalogowanym na naszym koncie gmail lub ze smartfonu z Androidem (też od Google’a). Wtedy nie ma wątpliwości, kto i co wyszukuje. Następnie Google mając profile użytkowników, posiada przekonujące argumenty dla reklamodawców (wszak zna nasze myśli), że ich reklamy trafią do właściwych osób, które będą potencjalnie zainteresowane produktem czy usługą. Dane o naszym profilu są zbierane i przechowywane, po to, aby odpowiednie reklamy ukazywały się nam, we wszelkich usługach od Google’a oraz na wszelkich innych stronach całego internetu, np. poprzez AdSense. W ten sposób Google nie pobiera opłat pieniężnych za używanie wyszukiwarki, ale pobiera opłatę w formie naszych danych, które Google sobie później spienięża. Tak więc gawiedź się cieszy, że ma wyszukiwarkę, ale najczęściej nie zna kosztów jakie ponosi.
Jeżeli chodzi o startpage.com, to z punktu użytkownika, działa to tak samo jak Google: wpisujemy szukaną frazę i dostajemy wyniki. Z tą różnicą, że StartPage:
- nie rejestruje adresu IP,
- nie rejestruje wyszukiwanych fraz,
- nie rejestruje kliknięć w linki.
I to robi kolosalną różnicę. Tutaj nikt nie buduje na nasz temat profilu osobowego.
Podobnie do StartPage działa inna wyszukiwarka bez śledzenia: DuckDuckGo, która bazuje na wynikach wyszukiwania od Yahooo. Co ciekawe, obie te wyszukiwarki, dementują mit Google’a jakoby trzeba gromadzić dane i profilować użytkowników. Otóż nie trzeba. I na dodatek wciąż można utrzymać wyszukiwarkę i zarabiać z reklam – tyle że bez profilowania. Po prostu reklamy wyświetlają się na bieżąco, z wyszukiwanej frazy, ale bez kolekcjonowania danych, tylko w czasie rzeczywistym. Tak funkcjonuje DuckDuckGo, dzięki czemu może spieniężyć wyszukiwane frazy, ale bez permanentnego śledzenia nas.
Dlatego uważam, że warto powiedzieć Google’owi, że jest możliwe utrzymanie wyszukiwarki bez profilowania. Ale jak mu to powiedzieć? Najlepiej po prostu przesiąść się na startpage.com lub duckduckgo.com i w opcjach przeglądarki ustawić sobie, jedną z nich, jako domyślną wyszukiwarkę. Jak to zrobić znajdziesz tutaj.
To chyba jedyna droga komunikacji z ludźmi od Google’a, aby pokazać im że można inaczej. A świadome osoby, proszę o nie używanie żargonu „wyguglaj” i zastąpienie go „wy-start-pejdżuj” sobie albo „wy-kaczkuj” sobie :-) Zapewne wtedy usłyszysz od rozmówcy wielkie zdziwienie: „że co mam zrobić?!” – i to będzie kluczowy punkt do zaciekawienia i uświadomienia kolejnej osoby.