Przypomina mi się pewna historia z Jasnej Góry, jak to mnich modląc się do Boga, mówił coś w stylu „Jezu, zebraliśmy pieniądze na remont całego klasztoru, ale zabrakło nam kasy na nową, złotą koronę dla Ciebie”. Aż tu nagle w tej samej chwili, ni stąd ni zowąd, z figurki Chrystusa, spada stara korona, na posadzkę.
Cóż mógł sobie pomyśleć współczesny faryzeusz? Oczywiście, że to znak od Chrystusa, że On NOWEJ, ZŁOTEJ KORONY ŻĄDA! Więc zali to zaczął skrzykiwać wszystkich i trąbić, że złota trzeba zebrać, na koronę dla figurki Chrystusa. Więc co mniej myślący i czujący ludzie, zaczęli oddawać swoje kosztowności, obrączki, naszyjniki, aby przetopić je na koronę (hm.. cielca sobie znaleźli?). Mnich zarzekał się, że to szczera prawda, gdy się modlił, nie było tam nikogo, nie było wiatru, a korona sama spadła. Ja mu wieżę, bo wierzę w Boga jako najwyższe źródło bezwarunkowej miłości. Tylko panie mnich! Interpretacja z dupy wzięta! Jeżeli Chrystus wywala koronę z głowy, to jak dla mnie On jej w ogóle nie potrzebuje – i to chciał Ci powiedzieć! Bo i po co bezwarunkowej miłości jakieś ziemskie, egoistyczne przywary w formie królów, panów, złotych koron, skoro cały wszechświat stworzyła i na innych wartościach operuje?
Jak widzę, jest to fasadka, ale nie dla Boga, tylko dla ludzi bez Boga w sobie, którzy się go boją. Ja na swoim przykładzie wiem, że jak się kogoś bałem, to od niego uciekałem, nie chciałem przebywać w jego obecności, źle się przy takiej osobie czułem. Więc teraz wiem, co robią ludzie bojący się Boga, tzw. bogobojni. Spitalają od niego jak najdalej, i aby zaspokoić swoją moralność, bo to przecież Bóg, obdarowują go złotem, koronują, mianują tytułami, nazywają siebie grzesznymi, spowiadają się, dają na tacę. Wiem, bo sam w tym błędnym kole tkwiłem. Jak dla mnie jest to zachowanie ofiary, bojącej się swojego kata, więc jest potrzeba, aby go udobruchać, podlizać mu się, aby nie katował a do raju prowadził – taki paradoks, Twój największy oprawca, którego się panicznie boisz, ma Cię do raju zaprowadzić. A każdy podlizuje się tak jak najlepiej potrafi, najczęściej w tych wibracjach, wg swojej płytkiej miary, np. majątkami i tytułami. Czy to jest obraz odwdzięczania się czystą, bezwarunkową, wszechogarniającą miłością do Boga i wszystkiego co żywe? Oczywiście, że nie, bo zamiast tego jest strach i destrukcja, zaprogramowana poprzez pakowanie nam do głów fałszywego obrazu Boga, przez uzurpatorów, którzy zawłaszczyli sobie prawa do niego, do naszych dusz i naszej ojczystej, słowiańskiej ziemi.
No i stało się, zabłąkani ludzie, bojący się własnego cienia, potrzebujący potwierdzenia na papierze, przypieczętowane rytualną uroczystością, obwieścili siebie malućkimi w obliczu egregoru pana. Koronacja na króla polski, jest już o tyle dziwna, że każdy szanujący się Chrześcijanin, powinien znać Nowy Testament, a tam jest napisane, o ile temu wierzyć, że Chrystus sam powiedział, że przybył do Żydów, a na północ od niego (czyli mniej więcej u nas), wręcz odradzał nauczać, bo tam ludzie prawi żyją i nie trzeba im w głowach mącić. A tu, każdy, szanujący się słowianin, już wie dlaczego. Wg mnie, ludy słowiańskie, szanujące prawa natury, żyjące w rodach, w przy-rodzie, tworzące społeczności szanujących się ludzi, były bliżej Boga niż narody wciskane nam jako „cywilizowane”. I jak widać, nie ma tu znaczenia, czy bóg się Chrystus czy Światowid nazywa, czy jeszcze inaczej. To tylko dla naszego mózgu przyssawki, punkty zaczepienia. Ważne co w sercu nosisz, czym się Twój Bóg w twoim życiu codziennym objawia. Owszem, tamte czasy to nie nam współczesne, ale kto to zepsuł, jak nie najeźdźcy z Watykanu, modlący się mieczem, łamiący wszelkie przykazania Chrystusa, łącznie z wyżej wspomnianym?
A powód owej koronacji to wizje pewnej pani Rozalii, w których trzeba Chrystusa królem polski prędko obwieścić, bo jak nie to zguba dla narodu, wojna będzie. A było to w 1937, czyli tuż przed wojną. Wiem, że można mieć wizje, sny, itp., sam je miewam, ale takie brać za przykład i święcić? Nie znam tej pani, zapewne miała szczere intencje i nie wiem też, co tak naprawdę chciała powiedzieć, a co mówi się teraz. Z tego co czytałem to retoryka jej wizji przekłada mi się jako „kochaj mnie jako pana swego, bo jak nie to Cię zabiję, a jak pokochasz to Cię ocalę”. Czy takiej retoryki może używać bezwarunkowa, Boska miłość? I to w czasie „w pół do wojny”, gdzie już świat wiedział co się w Niemczech dzieje. Jeżeli jesteś mężczyzną, to wyobraź sobie, że z taką retoryką startujesz do ukochanej kobiety... aha, już Cię obdarza szczerą miłością.
A jak cały naród uwierzy, że wojna będzie, to jak myślicie, że jak będzie? Dlatego wolę powiedzieć wam, że pokój jest i w to wierzcie. „Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli” – jak dla mnie przekłada się na „uwierz a zobaczysz”, czyli innymi słowy „w co uwierzysz, to tak będzie”, nie na odwrót.
Czytając o Rozalii, zacytuje słowa jakie podaje, od „Jezusa”: „Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat (…), straszne są grzechy Narodu Polskiego. Bóg chce go ukarać”. Od razu mi się włącza czerwona lampka, że to nie są słowa miłosiernego Chrystusa, a surowego, okultystycznego boga Starego Testamentu. A osobniki podające się za niego (tak, w liczbie mnogiej wg Biblii), już i tak na naszej planecie mocno nawywijały. Tutaj Stary Testament sam się broni, pokazując, jak ktoś się nieumiejętnie podszywa pod boga, np. ktoś kto chodzi po domach i morduje pierworodnych, nie ważne czy niewinne niemowlęta czy starszych, a jako ochronę przed jego mordami nakazuje wykonanie dziwnego rytuału, dokładnie opisanego, z wysmarowaniem krwią drzwi domostwa. Przykładów w Startym Testamencie jest mnóstwo, że bóg to nie Bóg, a jakiś demon, czy istoty spoza naszej planety. Jest tu także, to samo nękanie ludzi aby Ci uznali go za Pana i mu służyli. Tutaj także czyni to metodami kija i marchewki – zupełnie jak politycy wobec narodu. Rozumiem, że kiedyś ludzie mogli nie być zbyt rozgarnięci i mogli uwierzyć w „cuda” nie znając, np. operacji pod narkozą (gdy Adam spał, Bóg wyciął mu żebro i stworzył kobietę), czy bomb o dużej sile rażenia, jak atomowych, gdzie słup ognia (czytaj rakieta z głowicą) spadał z nieba (zatem statek były poza zasięgiem wzroku) i zniszczył 2 miasta wypalając pobliską roślinność. No ale teraz, te wszystkie „cuda” są już dużo bardziej czytelne. Więc może pora przestać dawać się nabierać i zaufać sobie, a nie nachalnemu „panu” wciskającemu się łokciami na tron. Bo wg mnie, taki ktoś, kimkolwiek by on nie był, na pewno nie ma dobrych zamiarów.
Wg mnie słowa od przekazów Rozalii w stylu „trzeba ofiary” – oczywiście krwawej w postaci drugiej wojny światowej, mógł tylko wypowiedzieć ktoś po drugiej stronie mocy. W cytatach widać, też jaki jest mocny nacisk na poddanie się wszelkich narodów, nie tylko polski, aby uznać jakiś byt, egregor Królem i Panem (tak samo jak w Starym Testamencie). Hm, takie mi przychodzi porównanie, że jeżeli jestem ojcem, to nie potrzebuję od mojego syna uroczystego i oficjalnego uznania mnie za ojca, i klękania przede mną, czyż nie? Po prostu wiem, że nim jestem i żaden cyrograf, rytuał, czy nawet wyparcie się mnie przez mojego syna, tego nie zmieni. Czy wyparcie się go, bolało by mnie? Zapewne tak, ale jedyne co mógłbym zrobić to dalej żyć w miłości, dobrze mu życzyć na jego ścieżce, i dać się miło zaskoczyć, gdy powróci – a nie podsyłać mu świnię, bo ja mam focha.
Poza tym, to tak jakby wziąć lwa, dać mu koronę i powiedzieć, że od dzisiaj jesteś królem zwierząt. Myślę, że tego lwa, będzie to obchodziło tyle, co Chrystusa to, że ma gigantyczne pomniki i miliardy krzyży na całym świecie. Może tylko z tym wyjątkiem, że Chrystus w odróżnieniu od lwa, rozumie nasz egoistyczny punkt widzenia i z miłością i czułością zrobi face palma :), w przekonaniu, że w końcu zrozumiemy, o co tu chodzi.
Jak ja to rozumiem? Skoro Bóg powołał Cię do życia, jesteś błogosławiony, Bóg jest w Tobie, więc Ty jesteś Bogiem. Chrystus był człowiekiem, więc i Ty możesz być Chrystusem (czyli mieć Chrystusa w sobie). Jednym słowem jesteśmy „Bogami żywymi” jak i wszystko co żywe. Poznawanie Boga, to poznawanie samego siebie, poprzez siebie jak i poprzez inne żywe, boskie istoty. Szczere, od serca rozmowy, uważne słuchanie, empatia, zauważanie siebie w innych. Nie ma tu większych, wyższych, królów, panów i podwładnych. Wszyscy jesteśmy równi, jesteśmy jednością. Uznanie kogoś za wyższego od siebie, jest deprawacją własnego Jestem, Boga i miłości w sobie. Jak to chrześcijanie zrozumieją, to zrozumieją też, że nie trzeba królów wprowadzać, ani koron umieszczać na martwych posągach. Bo zamiast czuwać nad zimnymi marmurami, będą się radować żywymi Bogami w sobie nawzajem.
No dobra, skoro ma się ten rytuał koronacji odbyć, to postaram się wyciągnąć z tego jakieś pozytywne wnioski. Bo tak się zastanawiam, co oznacza, że Chrystus jest królem polski? Czy wtedy jest ponad naszym rządem i prezydentem? Na jednej stronie wyczytałem, że oznacza to „..., że uznajemy nad sobą Jego Boskie królowanie, Jego władzę i prawo.” Czyli logicznie myśląc, Chrystus jest ponad rządem i prezydentem, wszak to w hierarchii kościelnej druga osoba po Bogu. Więc dla ludzi wierzących w tą doktrynę koronacji i hierarchię w niebiosach, Chrystus jako król przejmuje władzę i prawa nad Polską. Mało tego, jest to władza absolutna i na czas nieokreślony, czyli ponad zmieniającymi się rządami. No to już zacieram rączki. Czyli mogę powołać się na króla, na jego rozkaz, że On chce inaczej niż np. urząd skarbowy mi dyktuje! Np. „miałem wizję od Chrystusa, naszego Króla, że płacenie podatków to zasilanie mafii i ciemiężców polaków i sam król rozkazał mi abym odmówił im posłuszeństwa”. I co, nie może tak być? Już od dawna mam takie wizje. Czy jestem cyniczny? Może i tak, ale z drugiej strony, jeżeli ktoś robi mi coś dla swoich zysków i prywatnych planów, to dlaczego nie wykorzystywać jego błędów, dla obrony własnego Jestem?
Zatem Ja obwieszczam moją wizję i intronizuję na króla polski wszystkich Polaków! A my poprzez Boga, źródło i bezwarunkową miłość w sobie, królować samym sobie będziemy, jak brat z bratem, jak jeden organizm, tak że z kolan wstanie cały naród i podniesiemy z godnością głowy, a orzeł z rozprostowanymi skrzydłami, majestatycznie latać nad nami będzie. I kopułę miłości nad krajem roztoczymy, tak że nikt złowrogi, nam tej energii nie sięgnie.
I przykładem dla całego świata będziemy, jak życie z serca, uczucia i miłości wyglądać powinno, razem z innymi kopułę nad całym światem rozciągając, gdzie kajdany i pieczęcie wszelkie spadną, a powołujący się na wyłączne Pany uciekać z tej planety będą.
I odżyje matka natura, jak i pasje ludzkie, marzenia. Kreatywność wzrośnie i nikt za pieniędzmi nie będzie musiał już gonić. Zrozumiemy, że wszystko już Bóg dał nam i z szacunkiem do przyrody podchodzić będziemy, bo organizację na współpracy oprzemy. Ponownie raj tu powstanie i pomni lekcji pielęgnować go będziemy. Wówczas wolna energia dana nam będzie, przybędą bracia z wszechświata i połączenia ze źródłem jedności, doświadczać na co dzień będziemy.
Amen.